piątek, 17 kwietnia 2009

Cicha noc, święta noc ... Wielkanoc.

Były to nasze pierwsze święta Wielkanocne poza domem. Żeby za bardzo nam się z tego powodu nie smuciło, postanowiliśmy zorganizować namiastke Polskiego tradycyjnego śniadania wielko-niedzielnego. Udało się nam więc zebrać w gronie: 6 Polaków, 1 Węgierka, 1 Czech. Oczywiscie nie mogło zabraknąć białego barszczu z kiełbasą oraz jajek. Było też troszke slędzia w oleju, kilka kanapek, troche majonezu, troche wędliny i chleb. W sumie nie mieliśmy wiele więcej;p Więc może jeszce raz połoze nacisk że mieliśmy sporo jajek. Na deser jedliśmy ciasto drożdzowe, a następnie pulle(czyli drożdzówki fińske) które upieklismy tego samego dnia. Po jedzeniu czułem się prawie tak bardzo najedzony jak po normalnych polskich swiątecznych wieczerzach. Można więc powiedzieć że udało się nam odtworzyć klimat świąt;)

Od lewej: Kasia(pl), Leontina(hu), Romciu(pl), Robert(pl), Monika(pl), Tomas(cz)

Od lewej: Monika(pl), Tomas(cz), Kasia(pl), Robert(pl), Blanka(pl), Kasia(pl), Leontina(hu)

Co do samych finów to cięzko powiedzieć jak obchodzą oni święta. Na ulicach raczej nie dało się odczuć klimatu świąt. Nie odwiedzalismy tez zadnych finów, ani nie oglądalismy telewzji. Więc nie mamy pojęcia jak wyglądają fińśkie święta. Wiem tylko jaka jest fińśka pogoda swiąteczna: snieżna.

niedziela, 12 kwietnia 2009

Snowshoeing - czyli wycieczka w rakietach śnieznych.

Hej no to będzie troche spózniony wpis, ale lepiej pózno niz wcale;p Wiem ze mamy juz wiosne ale mimo to opisze lutowa wycieczke w rakietach śnieznych.

24 lutego udaliśmy się na wycieczkę. Główną jej atrakcją był chodzenie w rakietach snieżnych(snowshoes). Pierwotnie zapisaliśmy się na snowshoeing w dniu 25 lutym, ale z powodu egzaminu w tym dniu postanowiliśmy się wprosić na nie naszą wycieczkę. Baliśmy się troche, że nie będzie dla nas miejsc. Okazało się jednak, że na 21 zaplanowanych osób przyszły 2, tak więc nasze pojawienie uratowało sytuacje(podwoiliśmy liczbe uczesntików:D). Zostaliśmy zapakowani do samochodu i pojechalismy do jakiegoś lasu(jakieś 20 minut drogi od Joensuu). Tam rozdano nam sprzęt.






Po kilku minutowy montażu ruszyliśmy w drogę przez las.


Monice pomimo wielu usilnych prób nie udało się zabić przy chodzeniu ;)


Trase naszego marszu przebiegała głownie po w miarę udeptanej scieżce, tak że nawet bez rakiet śnieznych można było po niej maszerować. Jednak przy jakim kolwiek wejściu na głęboki, nieudeptany śnieg dobrze widać było zalet rakiet. Normalnie człowiek zapadł by sie po uda, natomiast rakiety snieżne zapadały się tylko ok 10 cm.

Po ok 20, 30 minutach powolneg marszu, tak jak to zwykle bywa w finlandi, trafiliśmy na jezioro. Chodzeniu po nim bylo już ciekawszą przygodą. Bo snieg na nim był w miarę głębokim. Bez rakiet śnieznych przejście jezioro nie było by możliwe.






Niedaleko za jeziorem doszliśmy do miejsca ogniskowego. Takich miejsc ogniskowych w finlandi jest podobno mnóstowo, a wszystkie zadbane i utrzymane w dobrej kondycji. W finalndi jest także wiele otwartych drewnianych domków w których każdy może nocować za darmo (jedyne co trzeba zrobić to samemu zatroszczyć się o ogrzewanie takiego domku).




Organizatorami imprezy byli studenci jakiegoś kierunku związanego z organizacją imprez turystycznych. I właśnie całą ta wycieczka była dla nich praktyką związaną z ich studiami. Jednak trzeba przyznać że dobrze się o nas zatroszczyli. Zapewnili nam ciepłą herbate, kawe, pulle(czyli słodkie drożdzówki fińskie) no i kiełbaski. A ponieważ na spodziewane 21 osób przyszło tylko 4 to i jedzenia mieliśmy dostatek.


Nasi opiekunowie taszczyli zaopatrzenie na dużych saniach. Takich jakie często sie widzi na filmach o wyprawach polarnych.


Przy miejscu ogniskowym jest nawet toaleta. Zaopatrzona w papier toaletowy! Skorzystałem z niej nawet i musze przyznać ze jest niczego sobie jak na toalete w środku lasu;]


Po zakończeniu ogniska ponownie trzeba było zamontować rakiety śnieżne.




Następnie udaliśmy się z powrotem do samochodu. Jak widać Monika odrobine słaniała się na nogach (Zaznacze że osiągnięte to zostało z keine alkohol);p



Po czym odwieżiono nas do Joensuu. To by było na tyle.


Wnioski

  1. Chodzenie po lesie jest fajne/mroczne

  2. Kiełbaski z ogniską są fajne/mroczne

  3. Skóra renifera jest przyjemna w dotyku

  4. Chodzenie w rakietach śnieznych jest łatwe

  5. Warto jeżdzić na wycieczki z darmowym żarciem

  6. Finowie są mili(jak do tej pory spotakałem chyba samych miłych).

Czego się nauczyłem

  1. Chodzić w rakietach snieżnych

  2. Kilku zboczonych i niezboczonych zwrotów po fińsku


niedziela, 22 marca 2009

zobaczcie jak ładnie (to w Joensuu):







wtorek, 17 marca 2009

Wycieczka do Laponii:)

Hej

Rafał, Mikołaj jest tu: tu.

Na początek było muzeum arktyczne w Rovaniemi:






Samo Rovaniemi wygląda bardzo obskurnie, budynki szare, i akurat gdy przez nie przejeżdżaliśmy leżała kupa brudnego śniegu na poboczach.
Zakwaterowanie mieliśmy około 200 km na północ od rovaniemi, niedaleko Levi. Stamtąd jeździliśmy na całe dzni do Levi, gdzie znajduje się jeden z niewielu pagórków w Finlandii (i co za tym idzie kurort narciarski):






Jeszcze Romcio mknący przez ośnieżone stepy lapońskie..:
Zdecydowaliśmy się jeszcze dalej wchodzić, im wyżej tym ładniej..


Niestety okazało się że to droga dla skuterów śnieżnych, więc w końcu nas z niej wygonili.. no i poza tym niebezpiecznie było nią iść..

Tutaj już droga powrotna (zwróćcie uwagę na malownicze budownictwo Lapońskie):

A tak poza tym to średnia była wycieczka pod względem oglądania samej Laponii: pogoda ciągle chmury, do tego 85% wycieczki spędzonej w kurorcie narciarskim, bez nart (myśleliśmy na początku żeby wypożyczyć, ale jak zobaczyliśmy ceny..). Chodzić by można było, ale śnieg głęboki po kolana, a ścieżki dla pieszych czynne tylko w lecie. Ale staraliśmy się jak mogliśmy, i... drugiego dnia zrobiliśmy sobie wycieczkę 10km po szlaku narciarskim, ku irytacji tym razem narciarzy;p











Potem wyjechaliśmy (na gapę - no co, Polak musi sobie radzić;p) kolejką na szczyt..

To zdjęcie widoku ze szczytu (trochę sphotoshopowane żeby było coś na nim widać..)



No i tyle z wycieczki. Aha, jeszcze byliśmy w lodowym hotelu. Sama idea to pic na wodę jak dla mnie, no ale:
To jest restauracja. Stoły są z lodu.. stamtąd prowadzą korytarze ze śniegu, z których można było zaglądać do pokoi:
Za paręset euro można sobie w takim czymś przenocować - nie, nie jest tam ciepło. To łóżko to jest zwykłe łóżko wstawione w obramowanie z lodu. Na tym łóżku są kawałki śniegu z sufitu. Jest mało miejsca, praktycznie aby łóżko i dekoracje. Drzwi to dziura z korytarza wysoka na 1,6 metra, zasłonięta szmatą.. co kto lubi;p


Spoko:

Lodowy bar:

A tak to wygląda z zewnątrz:


Co roku ten hotel budują od nowa. Sypią kupę śniegu i robią korytarze, a potem dekorują i doprowadzają prąd. W hotelu lodowym są drzwi do normalnego hotelu do którego można się przenieść gdy już ktoś wystarczająco zmarznie podczas spania w tym śniegowym pokoju.